Temat: Rodzinnych Sporów Koniec Nastał Czas. [CD] Pon Sie 03, 2020 10:42 pm
Głód który jest przyczyną wielu śmierci na świecie, brak pracy powodujący biedotę to jedne z głównych problemów tego świata ale czy będziemy stać i rozczulać się nad tym? Otóż nie, to nie historia która ma wzbudzić w nas chwilę zastanowienia czy ruszyć za nasze serca, to historia o mnie - człowieku roztropnym, wydającym pieniądze na co rusz nowego zadacie pytanie czy jest mi to potrzebne, zapewne nie ale dlaczego mam żyć gorzej skoro mogę żyć jak król? To ja i moje piękne życie, nazywam się Ricardo Montoya zapamiętaj to imię bo będziesz je krzyczeć w nocy!
-Haha czyż ten lektor nie jest wspaniały? Tak, trudno się z tym nie zgodzić, bowiem ja jestem chodzącym ideałem przystojny, pełen charyzmy, inteligentny i do tego obrzydliwie bogaty - powiedział śmiejąc się.
W pokoju stał napoczęty szampan a obok niego dwa kieliszki jeden stał, drugi zaś leżał widocznie ktoś go przewrócił wczorajszej nocy. Ricardo w milczeniu podszedł i nalał do połowy kieliszka szampana po czym wzniósł go w górę mówiąc jedynie - za biednych, aby odnieśli choć minimum sukcesu - po tych słowach arogancko zaśmiał się i wypił do dna.
Rezydencja Rodziny Montoya
Godzina 17:34 ten sam dzień.
Piękny ogród a w nim krzewy i drzewa z całego świata, w tle słychać ćwierkanie ptaków. Obraz z kamery kieruję nas w pobliże drewnianej altany. Podchodzi nieco bliżej widzimy butelkę jakiegoś szampana oraz dwa kieliszki, do altany wchodzi mężczyzna ubrany w garnitur który w milczeniu i spokoju otwiera szampan, następnie nalewa go do połowy obu kieliszków po czym zabiera oba kieliszki idąc w kierunku dużego dębu przy którym się zatrzymuję. Spogląda na nagrobek leżący tuż przy drzewie po czym zaczyna się śmiać, choć jego oczy stały się niezwykle szkliste aż w końcu parę łez uronił na swe policzki.
-Twoje zdrowie - chwilę milczał po czym dopowiedział -tato… następnie wylał jedną lampkę szampana a drugą wypił, następnie odrzucając je gdzieś nieopodal.
-Pewnie widzisz to i przewracasz się w grobie co? Przecież Ty zawsze wszystko wiedziałeś lepiej, zawsze byłeś lepszy, a teraz spójrzmy na to z innej perspektywy, to ja tu stoję a Ty? Ciebie już nie ma, nie ma i nie będzie, przez Twoją głupotę - zaśmiał się jednak w jego głosie można było usłyszeć wyraźny żal i tęsknotę za ojcem.
-Zawsze powtarzałeś, że nic ze mnie nie będzie cóż teraz wiem, że nie warto było się przejmować kimś takim, nie byłeś dobrym ojcem ale powiedzieć, że byłeś złym to jakby Cię skomplementować, Ty byłeś okropny wręcz momentami miałem ochotę Cię zabić - po tych słowach jego wściekłość tylko wzrosła, uderzył ręka o nagrobek rozwalając sobie kostki.
Ricardo wstał, po czym dostrzegł swojego lokaja który zrywał jabłka z drzewa, pełen gniewu pomaszerował w jego kierunku, gdy był już praktycznie przy nim sięgnął po owoc leżący na ziemi, zamachnął się z całych swych sił i zrzucił trafiając w głowę swojego służącego.
-Auuuć! - krzyknął na cały głos lokaj Esteban.
-Co Ty do cholery wyprawiasz, co? Kto Ci pozwolił w ogóle pozwolił tknąć któryś z MOICH owoców?! - widać było, że jest naprawdę zdenerwowany, jednak nie to było w rzeczywistości powodem jego frustracji jednakże musiał na kimś się wyżyć, padło więc na Estebana.
- Ja, yyy…
-Ty co? Jesteś głupim osłem rozumiesz? Powinienem Cię w tej chwili ukarać, jednak znaj łaskę Pana, zerwij to co chciałeś i zejdź mi z oczu zanim zmienię zdanie.
-Dziękuję Panie, jest Pan naprawdę szlachetnym człowiekiem.
-Pewnie, że jestem chyba nie sądziłeś, że jest inaczej, co?!
-Oczywiście, że nie!
-No, teraz zejdź mi z oczu.
Esteban czym prędzej zerwał kilka owoców, po czym pobiegł do izby służących, a Ricardo udał się do wnętrza swej rezydencji. Wchodząc po schodach stanął w drzwiach swojego biura, widocznie dostrzegł list leżący na jego biurku, podszedł spoglądając na list z dziwnym wyrazem twarzy.
-Niby tacy wielcy, a wysyłają do mnie coś takiego? Co to ma być, zwykły papier do kogoś takiego jak ja?! To niedopuszczalne, ktoś chyba straci pracę.
Rozpieczętował list czym prędzej czytając go
"SZANOWNY PANIE MONTOYA! JESTEŚMY ZASZCZYCENI MÓC POINFORMOWAĆ PANA, ŻE PANA KANDYDATURA ZOSTAŁA ROZPATRZONA POZYTYWNIE! NIEBAWEM OTRZYMA PAN KOLEJNĄ WIADOMOŚĆ Z CELEM USTALENIA DATY PANA DEBIUTU NA BRANDZIE REVOLT, POZDRAWIA ZARZĄD RPW!"
-Ohh, zostałem przyjęty! Wcale mnie to nie dziwi, odrzucenie kogoś takiego jak ja byłoby największym błędem w ich życiu, spójrzcie tylko na mnie emanuję energią której nikt na tym świecie nie posiada, do tego moja uroda której zazdroszczą mi nawet próżne kobiety no jakby tu mi nie zazdrościć przecież każdy kto tylko na mnie spojrzy chciałby choć na chwilę żyć moim życiem, nielimitowany fundusz, kupujesz co chcesz a pieniądze wciąż rosną i rosną no coś po prostu pięknego.
-Drogi zarządzie Rebellion Pro Wrestling, wasza decyzja która podjeliście jest najlepiej podjęta decyzja w waszym życiu, już niebawem się o tym przekonacie, albowiem ja Ricardo Montoya nie rzucam słów na wiatr.
Ricardo popatrzył na leżącą na ziemi ramkę ze zdjęciem na której był on wraz z ojcem uśmiechnął się tylko, po czym odłożył fotografie i wyszedł z pokoju.
Stefani Stoudemire and Olivia Moore Stans the creativity!
Stefani Stoudemire
Posts : 123 Likes : 149 Age : 28 Location : Buffalo, New York, USA
Temat: Re: Rodzinnych Sporów Koniec Nastał Czas. [CD] Wto Sie 04, 2020 12:50 am